W lipcu recenzja książki Ziemowita Szczerka "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian"
Powodem,
dla
którego
sięgnęłam
po książkę Ziemowita Szczerka nie było ani
otrzymanie
przez
autora
nagrody
Paszporty Polityki 2013 w
dziedzinie literatury, ani
nominowanie
do Literackiej Nagrody Nike 2014. Informacje
cenne, ale nie decydujące o wyborze lektury. Zaintrygował
mnie tytuł i nie
ukrywam, moja
słabość
do krakowskiej oficyny "Korporacja Ha!art" promującej
młode talenty i
wydającej ambitną literaturę.
"Przyjdzie
Mordor i nas zje ..." to reportaż
idealny na lato, nie tyle
ze
względu na treść, co
na
motywy
włóczęgi z plecakiem, poznawania
nowych miejsc, gotowości
na przygodę, wakacyjnych
szaleństw, ale
i niebezpieczeństw.
Kierunkiem
opisanej przez
autora wyprawy
była Ukraina, ta galicyjska – zachodnia z
Lwowem,
jak i wschodnia, a
także Krym,
Odessa, Zakarpacie. Książka wpisała się również
w obecną
polityczną sytuację Ukrainy. Liczne
stwierdzenia,
obawy opisane
na kartach
tego
utworu
rozgrywają
się aktualnie za
wschodnią granicą naszego
państwa.
Trudno
przejść obok tego faktu obojętnie.
Ziemowit
Szczerek posługuje się językiem żywym, z dużą ilością
"przyjemnych" wulgaryzmów (adekwatnych
do
zdarzeń, miejsc i kolorytu lokalnego), przeplatanych poetyckimi
opisami i realistycznymi detalami.
Podobnie
jak u Doroty Masłowskiej, brzydkie wyrazy nie rażą, raczej
oddają charakter książki i ukazują brutalną prawdę o życiu na
Ukrainie i
podróżowaniu po
posowieckich terenach.
Wielką
wartością książki jest rozprawienie się młodego autora z mitem
"polskiego" Lwowa, Drohobyczem
Brunona
Schulza
i próba
odpowiedzi na pytanie, dlaczego nas Polaków tak ciągnie na wschód.
Bo
dzieło Szczerka tylko pozornie traktuje o Ukrainie, więcej tam
znajdziemy
Polski,
Polaków, naszego poszukiwania tożsamości, słowiańskości.
Autor
pisze w
tym swoistym "poradniku
podróżnika",
jak nie zachowywać się w kraju zagubionym, rozdartym, delikatnie
przestrzega przed szukaniem
"egzotyki w biedzie" i
wywyższaniem się.
Na
początku reportażu wyśmiewamy/śmiejemy się z przeróżnych
sytuacji mających miejsce na Ukrainie, by z upływającym
czasem przekształcić
śmiech
w
uczucie
wstydu.
"Podróż
na poradziecki wschód to podróż w głąb tego, czego nienawidzimy
we własnym kraju (...) Bo tu jest w zasadzie to samo, co u nas,
tylko w większym natężeniu. Gratowisko tego wszystkiego, co
próbujemy wyrzucić od siebie."
To
po prostu trzeba przeczytać!
Inne recenzje na stronie internetowej bilioteki: https://www.pbw.edu.pl/biblioteka-poleca